Motto: Szczególną formą interpretacji utworu jest dekonstrukcja, czyli odczytanie dzieła przez celową nadinterpretację.
Dalej siedzę w temacie Problemy szkoleniowe w polskich szachach (53) na blogu Jerzego Konikowskiego. Nikt już nie chce z nim polemizować, nawet Paweł Dudziński po jednorazowym występie zasłonił się brakiem czasu. Ktoś jednak musi wykonać to niewdzięczne zadanie i wypada, że to ja muszę zrobić.
Postanowiłem więc zastosować szczególną formę interpretacji, jaką jest dekonstrukcja. Moja nadinterpretacja powinna wyjaśnić wszystko autorom poniższych komentarzy.
Arek
To redaktor MATA i Krasenkow nie wiedzieli o śmierci trenera Razuwajewa?
Drogi Arku, Paweł Dudziński wyjaśnił, że ... pokuszę się w tym miejscu o małe sprostowanie powyższego wpisu i komentarza niejakiego Arka. Otóż arcymistrz Krasenkow nie stwierdził bynajmniej, że należy zaprosić (żyjącego) Razuwajewa, Dworeckiego i Złotnika do Akademii, tylko, że trudno w dzisiejszych czasach zaprosić do Akademii trenerów tej klasy. Różnica jest więc znacząca.
Ja ponownie podeprę się cytatem z wywiadu Pawła Dudzińskiego z Michałem Krasenkowem:
Michał Krasenkow
System systemem, ale chodzi też o osobowości. Razuwajew, Dworecki, Złotnik - w dzisiejszych czasach trudno znaleźć lub zaprosić do Akademii, chociażby ze względów finansowych, trenerów takiej klasy. Postawa dzieci i rodziców też jest inna...
Trudno jest tłumaczyć "oczywistą oczywistość" raz jeszcze, ale spróbuję. Z tekstu wywiadu jasno wynika, że Michał Krasenkow szukał trenerów klasy Razuwajewa, Dworeckiego, Złotnika, nie starał się zaprosić Razuwajewa, Dworeckiego, Złotnika. Jak można to inaczej interpretować? Chyba że stosuje się tę samą metodę prowokacji jak w przypadku Marcina Tazbira. Gratulacje, nie jesteś odosobniony, gdyż Skoczek2 stosuje ten sam mechanizm, czyli insynuację.
Adamek
To jest chyba kwestia interpretacji. Chociaż przy mówieniu czy pisaniu o kimś do zapraszania, raczej bierze się pod uwagę osoby żyjące.
Krasenkow nie zapraszał, tylko powiedział, że trudno jest znaleźć trenerów takiej klasy. Co jest dla Ciebie niezrozumiałe w wypowiedzi "trenerów takiej klasy"?
O osobie zmarłej można powiedzieć, że można stosować metody szkoleniowe takich osób jak Razuwajew, ale zapraszać osoby żyjące np. Sułypę. Oczywiście można stosować metody treningowe Sułypy nie zapraszając go, ale co do osób zmarłych no to już ich się nie zaprosi żadną siłą. Szczególnie dobrze to widać przy osobach zmarłych dawno. Nikt nie powie o zapraszaniu osób np. klasy A.Nimzowitscha.
A dlaczego nie? Jeśli istnieje osoba klasy A. Nimzowitscha, z pewnością miałaby pełno ofert pracy. Jeśli szuka się trenerów klasy Razuwajewa, Dworeckiego, Złotnika, to z pewnością znalazłoby się wielu chętnych słuchaczy trenera klasy Nimzowitscha, na którego książkach wychowało się wielu szachistów i którego metody szkoleniowe ciągle są żywe.
Nawiasem mówiąc, Michał Krasenkow ma tę samą klasę trenerską co miał Razuwajew - FIDE Senior Trainer.
Arek
Panu Dudzińskiemu wyjaśniam, że moje dane są znane Panu Jerzemu. Ale nie mam zamiaru występować jawnie. MATa nie muszę kupować, ale mogę go czytać. Podobnie jak Adamek uważam, że interpretacja wypowiedzi Michała Krasenkowa była mało przejrzysta. Sam nie wiedziałem o śmierci znanego trenera. Dlatego redaktor pisma powinien to odpowiednio zredagować, aby nie było żadnych wątpliwości.
Napisałeś, Arku, że nie kupujesz "Mata", ale możesz go czytać. Czy czytałeś ten wywiad w oryginale? A może dopiero wpis Jerzego Konikowskiego dał Ci impuls do napisania powyższego komentarza?
Nie miałem pojęcia o śmierci Razuwajewa i dzięki linkowi Jerzego Konikowskiego, który zaprowadził mnie do jego własnego wpisu, dowiedziałem się, że zmarł w 2012 roku. Informacja jest lakoniczna i nie rozumiem, dlaczego Jerzy Konikowski nie dał linka np. do ChessBase, gdzie Gulko oddał honor Razuwajewowi.
"Mat" 5/2015 ukazał się trzy lata po śmierci Razuwajewa i nie rozumiem wątpliwości Arka. Czy przy każdej wzmiance o Razuwajewie należy pisać, że nie ma już Go wśród nas? Bo z wywiadu nie wynika, że Krasenkow marzył o zatrudnieniu Razuwajewa.
mistrz
Zaletą tego bloga są różne ciekawe informacje, których w piśmie PZSzach MAT nie znajdziemy.
Czy każdy szachista w Polsce ma obowiązek czytać blog Konikowskiego, a jeśli tak, to dlaczego? Te niby ciekawe informacje są olbrzymimi skrótami myślowymi autora i niewiele z nich wynika dla przeciętnego czytelnika. Skoczek2 zamieszcza linki do przestarzałych informacji, znanych wszystkim interesującym się szachami. Wiadomości o urodzinach szachistów są zamieszczane z kilkutygodniowym opóźnieniem i nie prostuje się, że to było np. dwa miesiące temu. A większość informacji dotyczy osiągnięć Autora blogu i informacje te są powielane w nieskończoność.
Pawel Dudzinski
Oczywiście, „mistrz” ma prawo do swej oceny. Nasuwa się jednak logiczne pytanie, dlaczego są tutaj cytowane i tak „gorąco” komentowane wyimki z tak „nieciekawego” pisma? „Mistrzu” proszę o linki do dyskusji na temat wywiadów zamieszczonych w innych polskich czasopismach szachowych, bo może coś przegapiłem.
PS. Niestety, z uwagi na liczne obowiązki zawodowe muszę się wyłączyć z tej dyskusji.
Z szachowym pozdrowieniem!
Paweł Dudziński
Nic dodać, nic ująć.
Marcin
Dworjak najbardziej wypadaloby do Polski sprowadzic, ale do szkolenia trenerow, nie mlodziezy. „Po owocach ich poznacie” – poziom szachow mlodziezowych w Polsce spada na leb, na szyje i winni sa temu trenerzy z ich sredniowiecznymi metodami treningowymi. Jeszcze 10 lat temu przywozilismy z MS i ME worki medali, teraz cieszymy sie jak mamy 1 lub 2. I winne sa przede wszystkim metody treningowe.
A może, Marcinie, powiesz, skąd brać tę młodzież? 20 lat temu Polska była jednym z nielicznych krajów, które zajmowały się szkoleniem dzieci i polskie dzieci przywoziły worki medali, bo nie miały zbyt wielkiej konkurencji. Teraz szkoli się dzieci prawie na całym świecie i okazało się, że polskie dzieci nie należą do tych najzdolniejszych, więc trzeba się cieszyć tym co mamy. Proponowałbym Ci sprawdzić, jaka jest średnia wieku liczących się amerykańskich juniorów. 14-latek zagrał w tegorocznym Pucharze Świata.
Polscy juniorzy praktycznie nie istnieją, jeden Duda nie wystarczy. Za trzy lata nie będziemy mieli żadnego liczącego się juniora.
Jerzy Konikowski
Po niedawnych burzliwych wydarzeniach w trakcie ME niewidomych i słabowidzących zdecydowałem się na moderację bloga. Nie będę tolerować chamstwa, ale nie mam nic przeciwko krytycznym uwagom.
Zaczyna to być zabawne. Blog Jerzego Konikowskiego jest moderowany od początku swego istnienia, a banowanie ludzi o krytycznych poglądach jest na porządku dziennym. Aktualnie na blogu Waldemara Świcia można znaleźć wypowiedzi "zbanowanych", których jedynym grzechem było odmienne zdanie, bo trudno coś zarzucić formie wypowiedzi. Jerzy Konikowski "nie toleruje chamstwa, ale nie ma nic przeciwko krytycznym uwagom". To dlaczego zamieścił wyjątkowo chamski komentarz Marcina Tazbira? Czyżby uważał, że ma wygraną w kieszeni? Bo, moim zdaniem, w tym wypadku przegrał sromotnie.
„Arek” miał więc prawo skomentowania niejasnej wypowiedzi Michała Krasenkowa. Sam mógłym to zrobić, gdybym nie wiedział o śmierci Jurija Razuwajewa. „Adamek” zwrócił uwagę na formę interpretacji tekstu. Natomiast „mistrz” przypomniał o swobodzie wypowiedzi oraz różnej poruszanej tematyki, nie zawsze przychylnej działaczom Polskiego Związku Szachowego. Ta kwestia zresztą była wielokrotnie omawiana na tym blogu.
Sam czytam wywiady w Macie i uważam je za ciekawe. Moje krytyczne uwagi już tutaj przedstawiłem i mam w planie kontynuować tę akcję.
Popieram propozycję „Marcina”, co zresztą już dawno o tym pisałem. Przy okazji wrócę jeszcze do tej kwestii.
Skąd Jerzy Konikowski i Marcin mają informacje, że wszystkiemu są winne metody treningowe? Chyba że z blogu Jerzego Konikowskiego, ale to już nie moja sprawa. Jak mi wiadomo, ani Jerzy Konikowski, ani Marcin nie mają nic wspólnego z Akademią Szachową. Młodzi adepci mają własnych trenerów, co pokazał w swoim tendencyjnym wpisie Konikowski o przegranej Waldemara Świca z uczennicą trenera Kachura. Jerzy Konikowski i Marcin powinni ustalić nazwiska wszystkich trenerów młodych adeptów sztuki szachowej i udzielić im rad, jak mają trenować.
Z czasów, gdy byłem czynnym zawodnikiem, pamiętam, że Jerzy Konikowski prowadził drużynę juniorów z Częstochowy. Drużyna szybko weszła do pierwszej ligi i szybko przestała istnieć. Czyżby błąd trenera?
Jeśli wypowiedź Krasenkowa jest niejasna, to jeszcze bardziej zagmatwany jest program szkoleniowy Konikowskiego, o ile takowy istnieje.
Z czasopismem MAT pewnie jest tak jak i z innymi czasopismami szachowymi, jedni go czytają, inni nie. Ja czytam regularnie. Natomiast co do komentarza Marcina, to faktycznie warto by przyglądnąć się obecnym metodom treningowym stosowanych w polskich szachach. To że ileś lat temu byliśmy juniorską potęgą na skalę światową, to wiedzą wszyscy. To że obecnie jesteśmy w tyle z szachami juniorskimi i prawie nic nie przywozimy z mistrzostw (w sensie medali) to też wiedzą wszyscy. Choć nie wszyscy o tym mówią otwarcie. Skoro od wielu lat obserwujemy wyraźny spadek jakości szachów juniorskich, to winą za to nie można obarczać wyłącznie juniorów. To tak jak w innych dziedzinach sportu, jeżeli obserwuje się wieloletni brak efektów, coraz gorsze wyniki, itp., wymiana zawodników nic nie daje, nawet ci dobrzy grają źle, to znaczy że szwankuje system szkolenia i że trzeba zmienić trenerów.
Następny członek chórku. Potęgą juniorską na skalę światową nigdy nie byliśmy, byliśmy natomiast potęgą w niższych kategoriach wiekowych, bo, jak już wspomniałem wyżej, Polska była jednym z nielicznych krajów, które zajmowały się poważnie dziećmi. A juniorom starszym daleko było do czołówki, zresztą światowa czołówka juniorów rzadko bierze udział w mistrzostwach świata juniorów. Stąd medal Świercza - wystarczy sprawdzić, ilu lepszych od niego juniorów nie brało udziału w tamtejszych mistrzostwach świata juniorów do lat 20. Każdy trener ma własny system szkolenia i każdy zawodnik wymaga indywidualnego podejścia.
mistrz
W Panoramie Szachowej było wiele ciekawych wywiadów. Mnie wywiady z am Krasenkowem nie podobają się z uwagi na ciągłe niedomówienia. Dlatego popieram Adamka o kwestii interpretacji. Krasenkow nie wypowiedział się konkretnie, od kiedy młodzi zawodnicy mają zajmować się debiutami. Chyba że coś przegapiłem?
Ten sam problem wystąpił przecież w wywiadzie z Piotrem Kaimem.
"A to jest bardzo proste. Dziewczynki i chłopcy zaczynają poznawać szachy w wieku lat dwóch, mając cztery lata są już w stanie ustawić wszystkie bierki na szachownicy, w wieku lat pięciu chłopcy znają już wszystkie zasady gry (dziewczynki trochę wcześniej, bo szybciej rozwijają się). Przed pójściem do szkoły mają już pojęcie o podstawowych prawidłach gry (walka o centrum, przestrzeń, rozwój itp.) Przez najbliższe 2-3 lata pracują nad kombinacjami, no bo już wiedzą, że szybki rozwój figur jest ważny. Trochę czasu poświęcają podstawowym końcówkom. Gdy osiągną wiek 10 lat (dziewczynki - 9 lat) - czas na pamięciową naukę debiutów sugerowanych przez trenera. Im więcej wariantów, tym lepiej. Następne lata poświęcają pogłębianiu wiedzy debiutowej, bo gra środkowa i końcowa została opanowana przed ukończeniem 10 roku życia. I teraz już tylko śledzić najnowsze tendencje debiutowe i je zapamiętać!"
Czy takie wyjaśnienie w wydaniu Krasenkowa będzie wystarczające?