Co za miła niespodzianka, na blogu Jurka Konikowskiego odbyła się krótka wymiana zdań między autentycznymi użytkownikami i do tej dyskusji jeszcze nie przyłączyli się mityczni użytkownicy, którzy obawiają się zdemaskowania. A było to tak:

Krzysztof Kledzik: Muhammad Ali.
Nie wiedziałem że on grywał w szachy.

szacharnia: Patrząc na pozycję na szachownicy, to niestety, nie gra.

Krzysztof Kledzik: Był w złym stanie, więc to zdjęcie oraz pozycja na szachownicy jest bardziej grzecznościowa niż na serio. Chodziło mi o to, czy wcześniej grywał w szachy.

szacharnia: Takie grzeczności nie przystojną, zwłaszcza osobie, która próbuje być kompetentnym.

Jestem oszołomiony „wyżynami”, na jakie wspięli się współdyskutanci. Krzysztof Długosz (szacharnia) postanowił dokopać Krzysztofowi Kledzikowi, a przy okazji dokopał sobie. Gdzieś widziałem, jak komuś zarzucił brak znajomości gramatyki języka polskiego, a tu taka wpadka! Przyganiał kocioł garnkowi! Czy Krzysztof Długosz wie, o czym piszę?

Jerzy Konikowski zamieścił kolejną zagadkę z cyklu „Kto to jest?”(zdjęcie poniżej), która już w założeniu zawiera odpowiedź?

W pierwszym rzędzie od lewej: Hanna Jagodzińska, Agnieszka Brustman, Bożena Sikora, Małgorzata Wiese, Jadwiga Kołacz, Irena Kasprzyk, Iwona Świecik. W drugim: Anna Jurczyńska, Grażyna Szmacińska, Hanna Ereńska-Radzewska, Elżbieta Kowalska, Ewa Nagrocka, Elżbieta Sosnowska, Bożena Pytel. Cztery szachistki – Jadwiga Kołacz, Anna Jurczyńska, Elżbieta Kowalska i Ewa Nagrocka w pewnym okresie swego życia były krakowskimi szachistkami.

Niestety, nie rozpoznałem panów na tym zdjęciu i, o zgrozo, nie rozpoznałem swojej byłej małżonki, na szczęście Gala nie miała z tym problemów.

Zastanowiłem się, co skłoniło Jurka do zamieszczenia tego zdjęcia. Z pewnością nie chodziło o rozwiązanie kolejnej zagadki (baner wszystko mówi – informacja dla użytkowników blogu Konikowskiego). I znalazłem: jest to kolejna autoreklama Jerzego Konikowskiego, który co chwilę nam przypomina, że jest wielkim trenerem wszechczasów, dzięki któremu polskie szachistki zdobyły brązowy medal olimpijski w 1980 roku. Jerzy Konikowski tak o tym napisał:

Już pisałem raz na blogu o tym największym w moim życiu wydarzeniu, że jako trener kadry dokonałem wtedy niespodziewanego wyboru. Zamiast 54-letniej doświadczonej Anny Jurczyńskiej wstawiłem do składu 18-letnią Agnieszkę Brustman.

W Indywidualnych Mistrzostwach Polski 1980 cztery pierwsze miejsca zajęły:

1. Hanna Ereńska-Radzewska (2215)
2. Agnieszka Brustman (2010)
3. Małgorzata Wiese (2075)
4. Grażyna Szmacińska (2155)

Anna Jurczyńska (2050) była szósta.

Na Olimpiadzie Szachowej 1980 polska drużyna kobieca zagrała w składzie: Hanna Ereńska-Radzewska, Grażyna Szmacińska, Małgorzata Wiese, Agnieszka Brustman.

Jerzy Konikowski

W dniach 29.03.1978 – 1.4.1978 planowany był w Elblągu mecz barażowy o tytuł mistrzyni Polski pomiędzy Anną Jurczyńską (KKSz Hutnik Kraków) i Małgorzatą Wiese (KS Formet Bydgoszcz). Stawką pojedynku był nie tylko zaszczytny tytuł najlepszej szachistki kraju, ale także awans do ekipy olimpijskiej i start w turnieju strefowym.

...

Anna Jurczyńska grała zgodnie z planem i mecz wygrała w stosunku 2.5-1.5.

Wybór Jerzego Konikowskiego był niespodziewany (oczywiście dla niego), a dla mnie był bardzo logiczny. Cała Polska wiedziała, że Pani Ania była katem na polskie szachistki, a jej wyniki w turniejach międzynarodowych pozostawiały wiele do życzenia. Czyżby Konikowski o tym nie wiedział???

Używając logiki Konikowskiego, Wiese powinna zostać w domu, bo przecież dwa lata wcześniej przegrała z Jurczyńską mecz o miejsce w drużynie olimpijskiej.

Skandaliczne natomiast jest to, że Krzysztof Kledzik i Krzysztof Długosz oraz inni użytkownicy blogu Konikowskiego nie zauważyli, że na tym zdjęciu nie ma trenera kadry kobiecej. Jerzy Konikowski niedawno był bardzo oburzony nieobecnością trenera kadry męskiej Bartosza Soćki na IME. Nadmieniam, że Bartosz Soćko ma niższy ranking niż kadrowicze, więc jego obecność nie była tak ważna, natomiast Jerzy Konikowski, który przewyższał swoje podopieczne rankingiem i mógł im rzeczywiście pomóc, uważał, że jego obecność nie jest konieczna. Czyżby to nie wyglądało na hipokryzję?