Poniżej zamieszczam w całości artykuł ze strony Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.
KSD prezentuje pierwszy, i jak dotychczas jedyny polski przekład jedynego przemówienia Donalda Trumpa poświęconego wyłącznie amerykańskim wyborom 3 listopada 2020, całkowicie przemilczanego przez główne media, nigdzie nie transmitowanego, krążącego po Internecie we fragmentach. Upubliczniła je w całości dopiero 2 grudnia lokalna stacja Kusi News z San Diego.
To może być najważniejsze przemówienie, jakie kiedykolwiek wygłosiłem. Chcę przedstawić nasze obecne działania ujawniające gigantyczne oszustwa i nieprawidłowości, do których doszło podczas żałośnie długich wyborów 3.11. Zwykle mieliśmy tzw. dzień wyborów. Teraz mamy dni, tygodnie i miesiące wyborów oraz dużo zła w tym absurdalnym czasie, w którym praktycznie niczego nie trzeba było wykazać aby skorzystać z naszego największego przywileju – prawa głosu.
Jako prezydent nie mam obowiązku ważniejszego od obrony praw i Konstytucji Stanów Zjednoczonych. Z tej przyczyny zamierzam bronić naszego systemu wyborczego, który obecnie został w skoordynowany sposób zaatakowany z wielu stron.
W miesiącach poprzedzających wybory prezydenckie ostrzegano nas przed zbyt wczesnym ogłoszeniem zwycięstwa. Wciąż słyszeliśmy, że wskazanie zwycięzcy, policzenie głosów zaocznych i weryfikacja wyników potrwają tygodnie, jeśli nie miesiące. Mojemu przeciwnikowi mówiono, żeby trzymał się z daleka od wyborów: „nie prowadź kampanii, nie jesteś potrzebny, mamy co trzeba, wybory są załatwione.” Faktycznie zachowywano się tak, jakby wynik był już znany, jakby go ustawiono. I pewnie tak było. To bardzo smutne dla naszego kraju. I bardzo obce. Po wyborach widzieliśmy skoordynowane dyskredytowanie zwycięzcy, choć w wielu kluczowych stanach liczono jeszcze głosy i nie można zakłócać procesu konstytucyjnego.
Zamierzamy bronić uczciwości głosowania, tak aby każdy legalny głos został policzony, a żaden nielegalny nie policzony. Nie chodzi tylko o szacunek dla 74 milionów Amerykanów, którzy głosowali na mnie. Chodzi o to, aby Amerykanie mieli zaufanie do tych wyborów i do wszystkich następnych.
Dziś ujawnię szczegóły niektórych szokujących nieprawidłowości, nadużyć i fałszerstw ujawnionych w ostatnich tygodniach. Zanim jednak przedstawię tylko niewielką część dowodów, a jest ich mnóstwo, chciałbym wyjaśnić zdeprawowany system głosowania, który Demokraci systematycznie wprowadzali aby manipulować głosami, zwłaszcza w stanach niezdecydowanych, w których musieli wygrać. Nie wiedzieli tylko, że będzie to strasznie trudne, ponieważ prowadziliśmy w każdym z tych stanów większością, której nie przewidzieli.
Już od dawna wiadomo, że maszyna polityczna Demokratów była zaangażowana w fałszowanie wyborów w Detroit, Filadelfii, Milwaukee, Atlancie i wielu innych miejscach. W tym roku zmieniło się tyle, że Demokraci przeforsowali wydrukowanie dziesiątek milionów kart do głosowania i wysłanie ich pocztą nieznanym odbiorcom, praktycznie bez żadnych zabezpieczeń. Spowodowało to fałszerstwa i nadużycia o skali, która dotychczas nie miała miejsca. Pod pretekstem pandemii demokratyczni politycy i sędziowie drastycznie zmienili procedury wyborcze w ostatnich miesiącach, a niekiedy tygodniach przed wyborami 03.11. Bardzo rzadko uczestniczyły w tym stanowe władze prawodawcze, choć zgodnie z Konstytucją są do tego zobowiązane. Naprawdę rzadko, co będzie można zobaczyć w miarę wnoszenia naszych pozwów.
To wszystko jest absolutnie niezgodne z Konstytucją nawet pod względem prawnym. Wiele stanów, takich jak Newada i Kalifornia, wysłało miliony kart do głosowania wszystkim osobom ze spisów wyborców, niezależnie od tego, czy wnioskowały o te karty, czy nie, albo czy były żyjące, czy zmarłe. Inne stany, takie jak Michigan, Minnesota i Wisconsin, w trakcie roku wyborczego wprowadziły powszechne głosowanie zaoczne i wysłały formularze wniosku o udział w wyborach wszystkim wyborcom ze wszystkich spisów, bez względu na to, kim te osoby były.
Ta kolosalna ekspansja głosowania korespondencyjnego otworzyła szeroką drogę do gigantycznego oszustwa. Powszechnie wiadomo, że spisy wyborców są pełne osób nieuprawnionych do głosowania, w tym osób, które zmarły, wyprowadziły się ze stanu albo nawet nie posiadają obywatelstwa naszego kraju. W ewidencji roi się od błędów, złych adresów, podwójnych wpisów i wielu innych rzeczy. Nikomu to jednak nie przeszkadzało.
W dziesiątkach hrabstw głównych stanów niezdecydowanych zarejestrowano w spisach więcej wyborców niż liczba pełnoletnich mieszkańców. Tak było w 67 hrabstwach w stanie Michigan. Komisja wyborcza stanu Wisconsin nie potrafiła potwierdzić miejsca zamieszkania 100 tysięcy osób, ale wielokrotnie odmawiała usunięcia ich ze spisu przed wyborami. Wiedziała dlaczego to robi. Nikt inny nie wiedział. Ja wiedziałem, że to nielegalni wyborcy. To kpina, że w roku 2020 nie mamy możliwości weryfikacji uprawnień osób głosujących w tak ważnych wyborach, ani możliwości ustalenia kim są, czy mieszkają w stanie i czy w ogóle są obywatelami USA.
Co więcej, we wszystkich stanach niezdecydowanych doszło do procentowej przewagi mojego przeciwnika wskutek zwykłego oszustwa – znacznego zwiększenia liczby głosów ponad próg potrzebny do odwrócenia wyniku. Na przykład w Wisconsin, gdzie zdecydowanie prowadziliśmy w wieczór wyborczy, ostatecznie jakimś cudem przegraliśmy 40 tysiącami głosów. Naszą ogromną przewagę widać na wykresie zliczania głosów. O godzinie 3:42 rano nagle pojawia się lawina głosów prawie wyłącznie na Bidena. Do dzisiaj wszyscy próbują zrozumieć, skąd się wzięła. Moje wielkie zwycięstwo zamieniło się w niewielką porażkę dokładnie o 3:42. Porażające. Podobnych przypadków jest więcej. Znacznie więcej niż te tysiące potrzebne do odwrócenia jednego stanu.
Jeśli mamy rację mówiąc o fałszerstwie, Joe Biden nie może być prezydentem. Mówimy o setkach tysięcy głosów. Mówimy o skali nieznanej w historii. Tam, gdzie przegraliśmy kilkoma tysiącami głosów, później odkryliśmy 20 tysięcy, 50 tysięcy, 100 tysięcy, czy 200 tysięcy głosów wątpliwych albo sfałszowanych. Są wśród nich głosy, których nie mogli zobaczyć republikańscy mężowie zaufania, bo nie wpuszczono ich do budynku.
Dowodów fałszerstwa dostarczają sami ludzie, którzy zwyczajnie poszli głosować 3 listopada. Wszyscy byli podekscytowani wyborami, byli szczęśliwi i dumni, że są obywatelami Stanów Zjednoczonych Ameryki. Weszli do lokalu żeby oddać głos i usłyszeli, że nie mogą, bo już zagłosowali korespondencyjnie i komisja otrzymała ich głos. Nie wiedzieli co robić. Nie mieli do kogo się zwrócić. Większość po prostu wyszła przekonana, że to dziwne. Wielu skarżyło się. Często wypełniali kartę do głosowania warunkowego, która potem prawie nigdy nie była wykorzystywana, ale praktycznie w każdym przypadku była głosem na Trumpa. Tacy ludzie odeszli czując niepokój i tracąc szacunek dla naszego ustroju. Zdarzyło się to dziesiątki tysięcy razy w całym kraju. Oto jak zdesperowani byli Demokraci. Wysyłali karty do ludzi nawet nie wiedząc, czy się pojawią, a jeśli się pojawili, mówili im „przykro nam, już zagłosowaliście.”
Na samym szczycie tego wszystkiego mamy bardzo podejrzaną firmę informatyczną obsługującą wybory. Nazywa się Dominion. W jej urządzeniach można wprowadzić kod albo zmienić chip, tak aby po naciśnięciu przycisku na Trumpa głos poszedł na Bidena. Cóż to za system! Musimy wrócić do głosowania papierowego. Może zajmuje więcej czasu, ale tylko system papierowy jest bezpieczny, a nie system, którego nikt nie rozumie, w wielu przypadkach nawet jego obsługa, choć niestety teraz okazuje się, że niektórzy rozumieją zbyt dobrze.
Tylko w jednym hrabstwie w Michigan, które korzystało z Dominion Systems, wykryto około 6.000 głosów na Trumpa przekierowanych do Bidena. To tylko wierzchołek góry lodowej. Ten przypadek wychwyciliśmy. Ilu nie wychwyciliśmy? Czy w całym kraju są ich setki? Tysiące? Tu nam się poszczęściło. Nazwali to usterką systemu. Tamtego wieczora odkryliśmy wiele usterek.
96% darowizn politycznych firmy Dominion otrzymali Demokraci. Nic dziwnego. Mówiąc szczerze, jeśli przyjrzymy się, kto tę firmę prowadzi, kto nią zarządza, kto jest właścicielem (tego nie wiemy), gdzie liczone są głosy (naszym zdaniem za granicą, a nie w Stanach Zjednoczonych) – Dominion to katastrofa. Władze wyborcze Teksasu wielokrotnie blokowały wprowadzenie Dominion Systems obawiając się nieprawidłowości, zagrożeń, wadliwości i fałszerstw.
Każdy okręg korzystający z Dominion Systems musi być dokładnie skontrolowany i sprawdzony. Nie tylko na przyszłość. Obecnie martwimy się o teraźniejszość i o to, co się stało z wyborami, które wygraliśmy bez żadnych wątpliwości. Pod moim kierownictwem Republikanie wygrali prawie we wszystkich stanowych Izbach Reprezentantów, czego nawet nie oczekiwaliśmy. Zdobyliśmy o 16 miejsc więcej w Kongresie, choć wyniki obliczano przez dwa tygodnie i nikt nie wiedział, co się dzieje z 9 miejscami. Taki był bałagan. Republikanie mieli wiele stracić, ale zyskali.
Przed nami jeszcze bardzo ważne wybory, w których okaże się, czy Republikanie mają Senat. David Pardue i Kelly Loeffler to wspaniali ludzie. Niestety, Georgia używa tego potwornego systemu Dominion i już wiadomo, że do komisji wpłynęły setki tysięcy wniosków o głosowanie zaoczne. Setki tysięcy. Sprawdźcie, czyje to wnioski. Będziemy patrzeć na ręce temu stanowi jak nigdy dotąd, ponieważ musimy wygrać tu dwa miejsca w Senacie.
Odnieśliśmy ogromy sukces w Izbie Reprezentantów i Senacie, nieoczekiwany w całym kraju i w Waszyngtonie, więc jest statystycznie niemożliwe, aby ten, kto przewodniczył kampanii, czyli ja, przegrał. W prawdziwych wyborach, a nie w takich, które odebrały nam 17 punktów w Wisconsin, gdzie rzeczywiście wygraliśmy, albo odebrały 4-5 punktów na Floridzie, gdzie wygraliśmy wieloma punktami, albo odebrały nawet w Teksasie, gdzie też wygraliśmy zdecydowanie.
Chodzi nam nie o takie wybory, ale o prawdziwe, uczciwe i wiarygodne. Trudno zrozumieć coś, co nie wydarzyło się nigdy dotychczas: poprowadziłeś kraj do zwycięstwa i jako jedyny przegrałeś. To niemożliwe. Spiker Izby Reprezentantów pewnego stanu powiedział mi: „Sądziłem, że stracę mandat, ale dzięki panu i dzięki wspaniałej kampanii odnieśliśmy wielkie zwycięstwo. Każdy też wie, że był pan o wiele popularniejszy niż ja, a jednak dostałem więcej głosów niż pan. To niemożliwe, coś jest nie tak.” Powiem wam, co jest nie tak: sfałszowane wybory. Przykładem jest Michigan, gdzie o 3.41 rano nagle wyskakuje ogromna liczba 149.772 dodatkowych głosów.
Ostatnio ponownie liczone są głosy w Georgii, ale to bez znaczenia, bo nie są sprawdzane ich podpisy. Bez tego niczego się nie ustali, ale sekretarz stanu i gubernator nie dopuścili do sprawdzenia podpisów. Dlaczego? Musicie ich zapytać. Bez porównania podpisów nie ma sensu liczyć, choć i bez tego wykryto tysiące i kolejne tysiące głosów kompletnie nieważnych. Wszystkie na Joe Bidena. Wykryto nawet w tym liczeniu bez sensu. Zgodnie z prawem musi dojść do ponownego liczenia, ale ma ono sens tylko jeśli sprawdza się podpisy. W przeciwnym razie sprawdza się tę samą nieuczciwość. Najważniejsze są podpisy na kopertach. Kiedy porównamy je z podpisami z poprzednich wyborów odkryjemy, że teraz wiele tysięcy głosów podpisano nielegalnie.
Demokraci ustawili te wybory od samego początku. Użyli pandemii, czasem zwanej chińskim wirusem, jako pretekstu do wysyłania dziesiątek milionów kart do głosowania, które ostatecznie doprowadziły do dużej część fałszerstwa. Fałszerstwo to obserwuje cały świat i w tej chwili nikt nie cieszy się bardziej niż Chiny.
Wielu ludzi otrzymało po 2, 3 i 4 karty do głosowania. Tysiące wysłano zmarłym. Są jeszcze gorsze przypadki, w których zmarli wysłali wniosek o formularz, a potem głosowali. Przeszli całą procedurę, choć niektórzy nie żyją od 25 lat.
Miliony głosów oddano nielegalnie w samych tylko stanach niezdecydowanych. Skoro tak, to w każdym z nich trzeba zmienić wynik, i to natychmiast. Czasem słyszę, że to przesada. Więc mamy wybrać prezydenta fałszywymi głosami? Nie. Trzeba zmienić wynik. Wszyscy to wiedzą. Niektórzy widzieli dowody, ale nie chcą o nich rozmawiać.
Te wybory to klęska, totalna katastrofa. My to jednak udowodnimy i mamy nadzieję, że sądy, a zwłaszcza Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych, zrobią to co jest słuszne dla naszego kraju, ponieważ nasz kraj nie może żyć z takimi wyborami.
A może nic nie powinniśmy robić tylko poczekać do następnych? Nie. Trzeba wyciągać lekcje z przeszłości. Nie możemy dopuszczać do takich rzeczy. Być może trzeba będzie głosować jeszcze raz, choć ja uważam, że nie tędy droga, bo jeśli wykażemy głosy bezprawne i nieważne łatwo wygram we wszystkich stanach niezdecydowanych, tak jak wygrałem o 10ej wieczorem w dniu wyborów. Nie zamierzamy wykazać 25, 50 czy 100 głosów nieważnych lub fałszywych, które nie zmienią wyniku stanowego. Wykażemy setki tysięcy, znacznie więcej niż nam potrzeba, znacznie więcej niż margines, znacznie więcej niż wymóg prawny.
Możemy wielokrotnie wykazywać to, co jest potrzebne do wygrania w każdym stanie. Media o tym wiedzą, ale nie chcą relacjonować. Nie chcą się tym w ogóle zajmować, bo twierdzą, że znają wynik. To, co teraz mówię, będzie wyśmiewane i dyskredytowane, ale to nic nie szkodzi. Działam dalej, bo reprezentuję 74 miliony ludzi, ale też wszystkich tych, którzy na mnie nie głosowali.
Oszustwo wyborów korespondencyjnych jest finałem czteroletnich zabiegów o odwrócenie wyniku wyborów z 2016 roku, po których przeżyłem piekło na ziemi. Nasi przeciwnicy raz za razem udowadniali, że są gotowi powiedzieć i zrobić wszystko aby odzyskać władzę. Skorumpowane układy rejestrujące zmarłych wyborców i zwożące pudła z głosami to ci sami ludzie, którzy robili jeden szwindel za drugim przez cztery lata. Oni zwalczają nasz ruch, bo my postawiliśmy Amerykę na pierwszym miejscu. Dla nich Ameryka nie jest na pierwszym miejscu. My zwracamy władzę narodowi amerykańskiemu, a oni chcą władzy dla siebie. I chcą robić pieniądze. Dlatego nie chcą, żebym był waszym prezydentem.
Gdy ogłosiłem, że kandyduję na prezydenta, a zaraz potem wygrałem republikańskie prawybory, natychmiast wszczęto przeciwko mnie śledztwa, które trwały nieprzerwanie cztery lata. Wygrałem wszystkie. Poradziłem sobie z każdym. Moje rzekome powiązania z Rosją, naciągany impeachment i wiele innych. Robert Mueller wydał 48 milionów dolarów podatników na śledztwo przeciwko mnie trwające 2,5 roku. Wystawił ponad 2800 wezwań, wykonał prawie 500 nakazów rewizji, wydał 230 wniosków o zapis rozmów i przesłuchał 500 świadków, wszystko żeby mnie dopaść. Na końcu okazało się, że nie było żadnych powiązań z Rosją. Nigdy. Senator Marco Rubio, szef senackiej komisji ds. służb specjalnych, oświadczył, że Senat nie znalazł żadnych dowodów na jakiekolwiek powiązania kandydata Donalda Trumpa albo jego współpracowników z rosyjskim rządem. Dziękuję Senatorowi Rubio za to oświadczenie.
Teraz słyszę, że ci sami ludzie, którym nie udało się dopaść mnie w Waszyngtonie, wysłali wszystkie możliwe informacje do Nowego Jorku, żeby dopaść mnie tam. I tak w kółko, bez przerwy. Za 48 milionów dolarów można prześwietlić zeznania podatkowe, można prześwietlić wszystko. Prokurator Generalny Nowego Jorku, który niedawno ubiegał się o stanowisko, nie znając mnie osobiście powiedział w swojej kampanii: „Połączymy siły z wymiarem sprawiedliwości i innymi prokuratorami generalnymi w kraju aby pozbawić tego prezydenta urzędu. Wszyscy muszą zrozumieć, że dni Donalda Trumpa są policzone.”
Wszystko mi już dokładnie prześwietlili. Pewien mój znajomy, bardzo inteligentny, powiedział, że pewnie wiem więcej niż ktokolwiek inny i pewnie byłem prześwietlany bardziej niż ktokolwiek inny, ale jeśli wyszedłem z czystym zaświadczeniem lekarskim to chyba jestem najczystszym człowiekiem w tym kraju. Wszędzie jestem ścigany przez potężne siły, w Waszyngtonie, Nowym Jorku i gdzie tylko się da, ale tak naprawdę oni wcale nie chcą dorwać mnie, tylko nas. Nie możemy im na to pozwolić.
Niektórzy ludzie w obecnej administracji, na szczęście nie wszyscy, byli nękani i oczerniani, aż po prostu znikali. Nikt nie wie co się z nimi stało, dlaczego nie działają i nie angażują się, choć jest tyle do zrobienia, choć nieprawość kwitnie. Po prostu nie wytrzymali. Demokraci grozili im odwołaniem i szykanowali, choć to dobrzy ludzie. Niedawno strasznie nękali nawet Szefową GSA.
Cóż mogę jeszcze powiedzieć? Przyłapaliśmy Comey’a, przyłapaliśmy McCabe’a, przyłapaliśmy wielu. Mogą ścigać mnie przed wyborami ile chcą. Ciągle nie mogę się doczekać raportu od człowieka nazwiskiem Durham, z którym nigdy się nie spotkałem ani nie rozmawiałem. Pan Durham jakoś nie ściga innych przed wyborami i nie wiadomo, czy kiedykolwiek zrobi jakiś raport.
Więc jeśli przyjrzymy się kłamstwom, przeciekom i bezprawnym działaniom tak wielu ludzi, a także ich żądzy zniszczenia prezydenta USA, coś musimy zrobić. Najgorsze jest dla mnie tłumaczenie, dlaczego nic się nie robi z tymi, których przyłapano, np. na szpiegowaniu mojej kampanii. Coś takiego stało po raz pierwszy i nigdy więcej nie powinno się przydarzyć prezydentowi USA.
Teraz wystarczy obserwować przesłuchania, żeby przekonać się, że dowody sfałszowania wyborów, które zebraliśmy w ostatnich tygodniach, są przytłaczające. Wielu to potwierdza, ale jednak uważa, że jest za późno na zmianę procedur i wyników. W rzeczywistości jest dużo czasu na wskazanie prawdziwego zwycięzcy wyborów i właśnie o to walczymy. Jednak bez względu na to, czy nam się uda, jeśli widać oszustwo, sfałszowane głosy albo zdecydowanie za dużo głosów, nie można pozwolić na kradzież wyborów.
W całym kraju mają miejsce demonstracje pod hasłem „Stop kradzieży”. Żeby zrozumieć, w jaki sposób zablokujemy to fałszerstwo, trzeba zrozumieć problem głosowania korespondencyjnego. Pensylwania, Michigan, Nevada, Georgia, Arizona i większość innych stanów pozwoliły na głosowanie zaocznie bez okazania dowodu tożsamości. Głosowanie odbyło się całkowicie w systemie bez jakiejkolwiek identyfikacji. Większość Amerykanów była zaskoczona np. tym, że nie sprawdzano obywatelstwa USA jako warunku głosowania w wyborach federalnych.
To narodowa hańba. Żadne rozwinięte państwo nie organizuje wyborów w ten sposób. Wiele krajów europejskich wprowadziło poważne zabezpieczenia właśnie w głosowaniu korespondencyjnym, ponieważ dostrzegło niemal nieograniczone możliwości fałszerstwa. 40 spośród 42 krajów europejskich wprowadziło całkowity zakaz głosowania zaocznego przez osoby mieszkające na terenie kraju, natomiast dla tych, którzy muszą głosować w ten sposób, wprowadziło obowiązek jednoznacznego wykazania tożsamości.
Demokraci wprowadzili powszechne głosowanie korespondencyjne, a jednocześnie gorączkowo pracowali nad likwidacją zabezpieczeń przed fałszerstwem, takich jak weryfikacja podpisu, miejsca zamieszkania i tożsamości wyborcy. Trudno w to uwierzyć, ale nawet potwierdzenie obywatelstwa stało się niepotrzebne.
To nie są działania ludzi, którzy chcą uczciwych wyborów. To są działania ludzi, którzy chcą ukraść wybory, którzy zamierzają doprowadzić do oszustwa. Jedyna logiczna przyczyna, dla której blokuje się racjonalne środki weryfikacji faktycznego prawa głosu, to chęć fałszerstwa.
Amerykanie muszą zrozumieć, że te destrukcyjne zmiany naszych przepisów wyborczych nie były niezbędną reakcją na pandemię. Pandemia po prostu stała się dla Demokratów pretekstem do zrobienia czegoś, co próbowali zrobić przez wiele lat. Już pierwsza ustawa, którą zgłosili w Izbie Reprezentantów kiedy Nancy Pelosi została spikerem, była próbą usankcjonowania powszechnego głosowania korespondencyjnego i eliminacji niezbędnego zabezpieczenia, jakim jest tożsamość wyborcy. Drastyczna erozja integralności naszych wyborów stała się dla Demokratów absolutnym priorytetem z prostej przyczyny - oni chcieli ukraść wybory prezydenckie 2020.
Ich zabiegi o wprowadzenie powszechnego głosowania korespondencyjnego otworzyły drogę do systematycznego i masowego fałszowania tych wyborów. W hrabstwach Filadelfia i Allegheny w Pensylwanii ogromne ilości głosów korespondencyjnych i zaocznych przetwarzano nielegalnie w tajemnicy, bez naszych mężów zaufania. Nie pozwolono im uczestniczyć, czy przebywać w tym samym pomieszczeniu, wyrzucano ich nawet z budynku żeby nie mogli zobaczyć co dzieje się w środku, bo okien nie było albo były zasłonięte. Demokraci złożyli nawet wniosek do Sądu Najwyższego Pensylwanii o wykluczenie mężów zaufania.
Jest tylko jedna sensowna przyczyna, dla której zdeprawowana maszyna polityczna Demokratów sprzeciwiała się transparentności liczenia głosów. Oni wiedzą, że ukrywają proceder nielegalny. To oczywiste. To straszna, niewybaczalna i nieodwracalna szkoda wyrządzona wyborom. Bezprecedensowa praktyka wykluczenia naszych mężów zaufania, czyli obserwatorów, miała miejsce w miastach rządzonych przez Demokratów w kluczowych stanach na terenie całego kraju.
A teraz tylko kilka dodatkowych faktów, które odkryliśmy. Do wielu wyborców w całej Pensylwanii wysłano pocztą po dwie karty do głosowania albo nawet więcej. Karty wysłano też do osób, które tego nie żądały. Wiele nie wiedziało, co z nimi zrobić. Dziwnym zbiegiem okoliczności prawie wszyscy byli Demokratami. W Hrabstwie Fayette wielu wyborców otrzymało karty już wypełnione. Nie rozumieli tego. W Hrabstwie Montgomery mężowie zaufania słyszeli jak niezarejestrowanym wyborcom radzono przyjść później i spróbować zagłosować pod innym nazwiskiem.
Dziesiątki tysięcy wyborców w Pensylwanii traktowano w różny sposób, zależnie od tego, czy byli Republikanami, czy Demokratami. W niektórych okręgach Demokratów wyborcom oddającym głosy z błędami sugerowano korektę, podczas gdy w okręgach Republikanów, a zwłaszcza wyborcom republikańskim, nie sugerowano, co otwarcie narusza klauzulę równej ochrony Konstytucji Stanów Zjednoczonych. Jeśli jesteś Demokratą, poprawimy twój głos jak trzeba. Jeśli jesteś Republikaninem, nawet nie próbuj.
W Michigan pracownica urzędu miasta Detroit była świadkiem, jak inni pracownicy instruowali wyborców jak głosować na Demokratów i patrzyli na kogo głosują, naruszając prawo i świętość głosu tajnego. Nie wolno tego robić. Ta sama pracownica zeznała, że sama została poinstruowana, aby nie żądać dowodów tożsamości i nie sprawdzać podpisów. Kazano jej także bezprawnie antydatować bardzo dużo głosów otrzymanych po terminie. Ocenia, że razem z wieloma innymi pracownikami antydatowali wiele tysięcy głosów. To wszystko jest niezgodne z Konstytucją.
Inni świadkowie w Detroit widzieli, jak członkowie komisji wyborczej wielokrotnie liczyli pliki tych samych głosów albo nielegalnie kopiowali głosy. Pewien mąż zaufania zeznał, że widział dużą ilość pudeł z głosami z tym samym podpisem. Inny mąż zaufania w Hrabstwie Wayne zauważył ogromną liczbę głosów nieważnych z powodu niedokładnej rejestracji wyborcy, a potem był świadkiem, jak członkowie komisji wprowadzali do systemu np. fałszywe daty urodzenia aby te głosy nielegalnie policzyć. Świadkowie zeznali też, że po tym, jak komisje wyborcze ogłosiły odbiór ostatniego głosu zaocznego, dowożono partie dziesiątek kolejnych tysięcy głosów, wiele bez kopert, wszystkie na Demokratów. Świadkowie podpisali swoje zeznania pod przysięgą, czyli za kłamstwo grozi im więzienie.
W Wisconsin rekordową liczbę wyborców skategoryzowano jako bezterminowo ograniczonych, czyli o statusie osób niepełnosprawnych lub starszych, od których nie wymaga się okazania dowodu tożsamości. W zeszłym roku w całym stanie status ten przysługiwał ok. 70 tysiącom osób. W tym roku liczba ta w cudowny sposób urosła do prawie 250 tysięcy. Pracownicy komisji w hrabstwach Milwaukee i Wayne, dwóch najbardziej skorumpowanych miejscach naszego kraju, nakłaniali obywateli do rejestracji tego statusu. Stworzyli rejestr na poziomie, który nie istnieje.
W Wisconsin było około 70 tysięcy głosów korespondencyjnych ale bez wniosków o te głosy, wymaganych przez prawo. W Georgii dziewięciu mężów zaufania widziało ogromną liczbę głosów bez zabrudzeń i typowych znaków wskazujących na przysłanie w kopertach zgodnie z wymaganiami. Obserwatorka w Hrabstwie Fulton oceniła, że ok. 98% ogromnej liczby tych dziwnie świeżych głosów było na Bidena. Bardzo dziwna ilość.
Ponadto, wiele tygodni po wyborach w hrabstwach Floyd, Fayette i Walton odkryto tysiące niepoliczonych głosów prawie wyłącznie na Trumpa. W Detroit widzieliśmy wielki konflikt i straszny sposób, w jaki potraktowano dwóch republikańskich członków komisji, którzy nie chcieli zatwierdzić wyniku, ponieważ bilans głosów nie zgadzał się w 71% okręgów, a do tego oddano więcej głosów niż wyborców. Były ich tysiące. Nietrudno się domyślić, co to znaczy.
W Arizonie wyborcom głosującym osobiście, których głos maszyna licząca uznawała za błędny, mówiono, żeby nacisnęli guzik, co powodowało, że ich głos nie był liczony. Także w Arizonie prokurator generalny oświadczył, że głosy korespondencyjne były wykradane ze skrzynek i przepały jak kamień w wodę.
W Hrabstwie Clark w Newadzie, gdzie mieszka większość wyborców stanu, normy porównywania podpisów przez urządzenie weryfikujące zostały celowo obniżone, aby uwzględnić głosy, które nigdy by nie przeszły. To urządzenie ustawiono na najniższym poziomie. Aby to sprawdzić, dziewięciu wyborców Hrabstwa Clark celowo oddało głosy z niepoprawnymi podpisami. Osiem zostało zaakceptowanych i policzonych. Jak mówili, można było podpisać się jako Santa Claus. W zeszłym tygodniu komisja Hrabstwa Clark ogłosiła wyniki lokalnych wyborów, choć w raporcie stwierdziła wykrycie „rozbieżności, których nie można wytłumaczyć”. Także w Newadzie niektórym wyborcom oferowano loterię kilkunastu kart podarunkowych o wartości 250 dolarów za oddanie głosu. Miało to miejsce w rezerwatach dla Indian.
Jednym z najważniejszych dowodów powszechnego oszustwa są też niezwykle niskie wskaźniki odrzucenia głosów korespondencyjnych w wielu kluczowych stanach niezdecydowanych, w których prowadziłem, w porównaniu z dotychczasowymi doświadczeniami, czyli wyborami z wielu lat. W Georgii odrzucono zaledwie 0,2%, podczas gdy w wyborach w 2016 roku 6,4%, co już wtedy uznano za niski poziom. Innymi słowy, teraz nie odrzucono prawie niczego i liczono wszystko jak leci. Widzieliśmy podobne zjawiska w Pensylwanii, Newadzie i Michigan, zwłaszcza na terenach Demokratów. Tej nieprawidłowości nie da się wytłumaczyć inaczej niż zamiarem akceptacji głosów nieważnych albo głosów sfałszowanych.
W Pensylwanii sekretarz stanu i stanowy sąd najwyższy zmienili zasady weryfikacji podpisów zaledwie na kilka tygodni przed wyborami, z naruszeniem prawa stanowego. To niedozwolone, ponieważ może to zrobić wyłącznie władza prawodawcza. Nie może sędzia, stan, ani urzędnik. Może tylko władza prawodawcza. Powód tej zmiany jest oczywisty. Zlikwidowano weryfikację podpisów, bo wiedziano, że kart do głosowania nie wypełnią wyborcy tylko ludzie nie mający nic wspólnego z nazwiskami widniejącymi na kartach.
W takiej sytuacji ponowne przeliczenie tych głosów może tylko potwierdzić fałszywy wynik. Jedynym sposobem na stwierdzenie, czy głosowanie jest uczciwe, jest pełna weryfikacja kopert. Wówczas może się okazać, że dziesiątki tysięcy głosów ma fałszywe podpisy. Tylko szczegółowe śledztwo organów ścigania może zagwarantować, że przyjęte zostaną wyłącznie legalne i prawidłowe głosy wyborców zarejestrowanych zgodnie z przepisami.
W tych wyborach chodzi zatem o wielkie fałszerstwo głosów, które nigdy wcześniej nie miało miejsca. Chodzi o mężów zaufania, którym nie pozwolono obserwować, wbrew prawu. Chodzi o głosy, które napłynęły w ogromnych ilościach z miejsc znanych tylko nielicznym i zostały policzone. Nie były to głosy na mnie. Chodzi o absolutne prowadzenie w wieczór wyborczy, którego gratulowano jako zdecydowanego i łatwego zwycięstwa, a które już nad ranem albo po kilku dniach nagle wyparowało. Chodzi o ilość głosów wysłanych nie wiadomo skąd. Chodzi o podejrzane urządzenia liczące, które o różnych porach zatrzymywano, a potem jakimś cudem uruchamiano z większą liczbą głosów. Chodzi też o wiele innych rzeczy, ale przede wszystkim o fałszerstwo. Te wybory ustawiono. Wszyscy to wiedzą.
Ja nie mam nic przeciwko przegraniu wyborów, ale chcę je przegrać uczciwie i sprawiedliwie. Nie mogę pozwolić, aby je ukradziono narodowi amerykańskiemu. O to teraz walczymy i nie mamy wyboru. Mamy już dowody, które są jednoznaczne, choć wielu ludzi mediów, a nawet sędziów nie chce ich przyjąć. Oni wiedzą, że są autentyczne, i wiedzą, kto wygrał wybory, ale nie chcą tego przyznać. Nasz kraj potrzebuje kogoś, kto to przyzna.
Ja ostatecznie jestem gotowy przyjąć każdy wynik prawidłowych wyborów. Mam nadzieję, że Joe Biden także. Mamy już dowody, mamy dziesiątki tysięcy głosów więcej niż potrzeba do odwrócenia wyniku we wszystkich stanach, o których wspomniałem. To są wybory na najwyższy urząd w najlepszym kraju w historii świata. Każdy rozsądny Amerykanin powinien się z tym zgodzić.
Nasze ustalenia dowodzą, że potrzebna jest systematyczna analiza głosów korespondencyjnych z weryfikacją kopert. Chodzi o podpisy. Jeśli są na kopertach, a tylko je możemy sprawdzić, wszystko jest jasne. To absolutne minimum, którego powinniśmy oczekiwać.
Tu nie chodzi zatem o moją kampanię, choć oczywiście zależy od niej, kto będzie następnym prezydentem. Tu chodzi o odzyskanie wiary i zaufania do amerykańskich wyborów. Chodzi o naszą demokrację i święte prawa, za które pokolenia Amerykanów walczyły, krwawiły i umierały. Nie ma nic bardziej naglącego i ważniejszego.
Jedyne głosy, które powinny liczyć się w tych wyborach, to głosy uprawnionych wyborców, obywateli naszego kraju, oddane w miejscu zamieszkania, w sposób zgodny z prawem i w przepisowym terminie. Nigdy więcej nie możemy mieć wyborów bez wiarygodnego i transparentnego systemu weryfikacji uprawnienia, tożsamości i miejsca zamieszkania każdej bez wyjątku osoby oddającej głos. Ten głos jest zbyt cenny.
Wielu mądrych ludzi gratulowało mi tego wszystkiego, co osiągnęliśmy przez cztery lata. Największych cięć podatkowych w historii, największych uproszczeń przepisów w historii, odbudowy armii, troski o weteranów, jakiej nigdy nie było, sił kosmicznych, itd. Jednak ludzie ci dodawali też, że bez względu na wielkość i znaczenie tych działań, największym osiągnięciem mojej prezydentury będzie to, o co zabiegam teraz: prawość wyborów dla naszego narodu. To ważniejsze od wszystkiego, o czym mówiłem.
Jeśli nie poradzimy sobie z olbrzymim i straszliwym fałszerstwem, do którego doszło w wyborach 2020, nie mamy już państwa. Dzięki determinacji i wsparciu narodu amerykańskiego musimy przywrócić uczciwość i prawość naszym wyborom. Musimy przywrócić zaufanie do naszego ustroju.
Dziękuję.
Niech wam Bóg błogosławi.
Niech Bóg błogosławi Ameryce.
[przekład KSD]