Zainteresowanych moim serialem „I tu się farosz ciulnął” przepraszam za nieregularne ukazywanie się kolejnych odcinków. Bohater serialu spisuje się bardzo dobrze, ciągle dostarcza materiałów do kolejnych odcinków, a ja, niestety, nie mam czasu, gdyż pracuję nad kolejną wielką imprezą na mojej wyspie. Na przełomie roku przez trzy miesiące przebywałem w Polsce, przyglądając się polskim szachom młodzieżowym z bliska.
Mam nadzieję, że za kilka tygodni będę mógł poświęcić więcej czasu obserwatorowi polskiego życia szachowego zza Odry.
Mimo braku czasu, nie wytrzymałem i postanowiłem wtrącić kolejne trzy grosze do wpisu Jerzego Konikowskiego o nieszczęsnym tytule „Przed końcówką jest debiut! (25)”.
Kolejny raz Jurek poszedł na ilość, a nie na jakość. Skopiował fragment wywiadu Marka Dworeckiego w języku rosyjskim, nie zadał sobie trudu, żeby Naiditsch (dlatego Naiditsch, bo Jurek kiedyś go trenował – do tego jeszcze wrócę) mu go dokładnie przetłumaczył i wyszło nie to, o co mu chodziło. A miało to być kolejne poparcie tezy Konikowskiego, że debiut jest najważniejszy w poznawaniu szachów.
Napisałem, że wpis „Przed końcówką jest debiut! (25)” jest wpisem J. Konikowskiego nie bez podstaw (na blogu J. Konikowskiego autorem jest skoczek2). Jurek Konikowski wie, jak wstawia się partie, bo tego nauczyła go Gala, a zwykły komentator blogu nie ma możliwości zamieszczania modułów szachowych, a w tym wpisie jest taki w postaci partii Tomsia-Klekowski. Chyba że skoczek2 ma uprawnienia administratora blogu. Jeśli tak, to dlaczego Jerzy Konikowski nie przedstawi swoim czytelnikom tak cennego współpracownika?
Oto wspomniany fragment wywiadu:
Wybitny trener M.Dworecki: Вкаспаровскиевременадажемоиученики, которыевродебызналиметодыипринципымоейработы, меняуверяли, чтовременаизменились, исейчасужебездебюта, отработанногодетальнонакомпьютеречёртзнаетдокакойглубины, уженевозможно. Простосейчастакиешахматы, ничегонеподелаешь, приходитсявсёвремяотдаватьдебюту.
Gdyby Jurek Konikowski powstrzymał się z zamieszczeniem i komentowaniem tego wpisu choć jeden dzień, to nie użyłby wypowiedzi Marka Dworeckiego do poparcia swojej tezy o debiucie, gdyż jest to po prostu pudło!
Chciałem przetłumaczyć ten tekst, ale wyręczył mnie Waldemar Świć, który świetnie wczuwa się w mentalność języka rosyjskiego i jego tłumaczenie całkowicie oddaje sens wypowiedzi Dworeckiego:
Przy okazji turnieju pretendentów pojawił się wśród gości wybitny trener i metodyk Mark Dworecki.
M.Manakowa wykorzystała okazję i przeprowadziła z nim wywiad. Wybrałem fragmenty dotyczące Carlsena
M.Manakowa (MM)- Mimo wszystko żądza krwi to jedna z cech, które powinien mieć szachista?
Dworecki (D)-Byłoby wskazane. Carlsen, przykładowo to szachista z absolutną żądzą krwi.
MM - Nawet zabójcą powinien być
D - Dla sportowego rezultatu - owszem. Z drugiej strony ci szachiści, którzy nie są zabójcami ( przykładowo wspomniany wcześniej Peter Svidler) są bardzo sympatyczni w sensie ludzkim. Mają inne zalety.(...)
MM- Słuchałam teraz Swiesznikowa, który w komentarzach powiedział: "A co oni mogą teraz stworzyć? Jakaś taka myśl zabrzmiała. Czy mogą teraz gracze stworzyć coś takiego, czego nie wymyślono do nich? Czyli stać się rzeczywiście wybitnymi. Nie tylko geniuszami jak powiedzieliście, w grze. Nie szpilerami a realnymi twórcami.
D- To zależy co nazwiemy twórczością. Tenże Carlsen wniósł go gry to czego do niego długo nie było. I w ogóle w niemałym stopniu zmienił podejście wiodących szachistów do szachów.
W czasach Kasparowa nawet moi uczniowie, którzy zdawałoby się znali moje metody i zasady mojej pracy, zapewniali mnie, że czasy się zmieniły i teraz już bez debiutu, opracowanego w detalach na komputerze do czort wie jakiej głębokości żyć się nie da. Po prostu teraz szachy są takie i niczego się na to nie poradzi. Wychodzi na to,że cały czas należy przeznaczyć na debiut.
Powyższy, w czerwonym kolorze fragment jest tłumaczeniem zamieszczonego przez Jurka rosyjskiego tekstu (ZN).
Nieco podśmiewałem się z nich, bawiło mnie to, że wierzyli w to nawet ludzie, którzy wiedzieli, że możliwe jest inne podejście. Mówię to o ludziach Kasparowa, tak pracowała jego brygada.
A oto przyszedł Carlsen i nagle wyjaśniło się, że można po prostu ogrywać przeciwnika i niekoniecznie przy tym grać sztywne forsowne warianty.
MM- I co on takiego wniósł? Gdzie ogrywa swych rywali?
D- Wniósł bojowego ducha, walkę w dowolnej, nawet równej remisowej pozycji w próbie wykorzystania najmniejszej nawet , praktycznej szansy, podwyższoną subtelność wszystkich swych działań tj. mniej niedokładności i więcej uwagi we wszelkich swych działaniach.
Ma oczywiście doskonałą błyskotliwą intuicję , zdrowo czuje grę. I kolosalny bojowy duch - niczego się nie boi.(...)
(...) Będąc jeszcze młodym człowiekiem trener Carlsena - Agdestein powiedział mi, że Carlsen ma kolosalne czucie pozycji. Powiedział mi także, że warianty liczy tak sobie i nawet Agdestein czasami liczy je lepiej ale czucie pozycji ma wspaniałe! No i po drugie jego bojowy duch. Nikogo się nie boi i nie ma lęku przed przegraną. To rzadka cecha, której można tylko pozazdrościć.
Wszyscy oczywiście są gladiatorami ale przed ważnymi partiami trzęsą im się nieco łydki.
To może silnie działać na nerwy.
A taki Carlsen w ogóle się tego nie boi, walczy w dowolnej sytuacji. I to jest oczywiście kolosalna przewaga nad innymi.
Cały wywiad dostępny tu Wywiad z Dworeckim
Dyskusje użytkowników blogu Jerzego Konikowskiego przechodzą wszelkie oczekiwanie.
Ciąg dalszy nastąpi.