Jerzy Konikowski wziął się za szachistów korespondencyjnych i z sobie znanych powodów zamieścił wpis pod tytułem Paradoksy szachowe 186. W tym wpisie znalazłem tylko jeden paradoks:

Przedstawiam sylwetkę Władysława Króla, który ma na swoim koncie wiele teoretycznych odkryć, mimo że w grze normalnej nie posiada wysokiej kategorii. Miejmy nadzieję, że jego idee nie będą „skradzione” przez jakiś znanych arcymistrzów.

Czyżby insynuacje, że bliżej nam nieznani „znani arcymistrzowie” okradają korespondencyjnych szachistów? To tak jak z Marcinem Tazbirem – Jerzy Konikowski jest pewny, że Marcin Tazbir bezprawnie czerpie korzyści ze swego kalectwa albo, co gorsza, jest pełnosprawny, a to już jest kryminał. Tak ta sprawa stoi Jerzemu Konikowskiemu ością w gardle, że znów (zza węgła) przyczepił się do Tazbira, że nie zagrał na olimpiadzie. Proponuję Konikowskiemu, żeby raz na zawsze skończył z tą sprawą i wyjaśnił całemu światu, że Marcin Tazbir nie ma prawa grać jako niedowidzący szachista. Tylko proszę o niezbite dowody (może detektyw Rutkowski tym się zajmie?).

Wracając do „Paradoksów” Konikowskiego, paradoksem jest to, że Konikowski kłamie jak najęty, z nadzieją, że ci, którzy pamiętają czasy, o których pisze, nie ośmielą się jemu sprzeciwstawić albo ich po prostu nie interesuje pisanina Konikowskiego.

Na przykład, Jerzy Konikowski napisał:

Za ten wynik otrzymałem klasę mistrzowską – uprawniającą mnie do otrzymywania miesięcznego stypendium sportowego w wysokości 8ooo złotych.

Totalna bzdura i nie potrzebuję do udowodnienia tego stwierdzenia detektywa Rutkowskiego. Coś takiego wtedy nie istniało i mam na to potwierdzenie od tych, którzy w tamtym okresie mieli większe osiągnięcia niż Jerzy Konikowski. Wiem też, że właśnie w 1981 roku Jerzy Konikowski zwiał do RFN, stawiając w bardzo kłopotliwej sytuacji ówczesnego prezesa PZSzach Stanisława Kanię, który za niego poręczył. W tym czasie opiekował się kadrą kobiecą, którą pozostawił w bardzo nieodpowiednim czasie. Na szczęscie nie ma ludzi niezastąpionych i szybko znaleziono znacznie lepszego trenera kadry kobiecej.

Nie przypominam sobie, żeby Konikowski trenował jakąś szachistkę, trenerem kadry kobiecej był tylko z nazwy, a tak naprawdę, był kierownikiem drużyny (taki ktoś od załatwiania wszystkich przyziemnych spraw podczas ważnego turnieju).

I tu otworzyłem puszkę Pandory. Możemy spodziewać się na blogu Konikowskiego kolejnych dowodów trenowania szachistek. Np. to, że wysyłał do Agnieszki Matras jakieś materiały jest dowodem na to, że ją trenował.